- Blue, znowu się spóźnisz! - krzyczała pokojówka, biegając po wielkim domu w poszukiwaniu jednej nieznośnej panienki, która znów miała swoje kaprysy. Ta dziewczyna nawet samego Archanioła mogłaby wyprowadzić z równowagi.
- Wyglądam jak klaun. Myślisz, że pokażę się tam w czymś takim? - spytała brunetka, wychodząc z jednej z łazienek w różowej sukience, sięgającej kolan. Rozkloszowana kreacja wyglądała na niej naprawdę zjawiskowo, jednak nie dla samej posiadaczki sukienki, za którą milion dziewczyn na całym świecie byłoby w stanie zabić.
- Albo w tym, albo w ogóle - poinformowała starsza kobieta, z uśmiechem przyglądając się pannie Cameron. Jednak po chwili zdała sobie sprawę z tego co powiedziała i momentalnie wyraz jej twarzy zmienił się na "kategoryczne nie". - Nawet o tym nie myśl. Twój ojciec włożył mnóstwo pracy w ten bankiet i nie możesz się tam nie pojawić. Byłoby to nieuprzejme, a damie nie przystoi takie zachowanie. Także uśmiech na tę cudowną twarzyczkę i idź dobierz sobie buty - poprosiła, a następnie odeszła, zostawiając Blue samą w obszernym holu.
Tak naprawdę nikogo nie interesowało to, co ona czuje. To, czy czegoś chciała, czy nie. Mówili jej jedynie co może, a czego nie powinna robić, będąc córką premiera Anglii. Jak na siedemnastolatkę z cholernie bujną wyobraźnią, było to zbyt wiele. Ciągła presja ze strony ojca, poczucie obserwowania na każdym kroku. Czuła się tak, jakby jej życiem sterował ktoś inny, a ona była jedynie marionetką, mającą wykonywać zadania innych. Robiła wszystko, by uszczęśliwić swoją, bądź co bądź, jedyną bliską rodzinę. Ojciec poświęcał jej bardzo mało czasu, ze względu na to, że miał swoje własne obowiązki względem państwa. I ona to całkowicie rozumiała. Ale czasami zazdrościła zwykłym dziewczynom, które na święta mogły usiąść przy kominku z dwójką rodziców i porozmawiać. Tak po prostu.
Rodzice Blue rozwiedli się, gdy dziewczyna miała pięć lat. Powód? Małżonce Davida Camerona zbyt duża ilość pieniędzy widocznie zaczęła uderzać do głowy. Coś jej się poprzestawiało i zachowywała się tak, jakby to ona sama była premierem, a nie jedynie jego żoną. Inicjatywa rozwodu wyszła ze strony mężczyzny. Nikt się temu raczej nie dziwił, jednakowoż maleńka Blue była zdruzgotana wiadomością, że jej rodzice nie będą już razem. Tylko tyle wtedy z tego rozumiała. I było jej z tym źle. Z czasem jednak oswoiła się z tą myślą i starała się podzielić swój czas między mamę, a tatę. Z racji, iż od urodzenia mieszkała w Londynie i lepiej się tu czuła, została z Davidem. Ale Kate nigdy nie przestała walczyć o córkę. Oczywiście, nie robiła tego tak, aby każdy widział. Jednak gdy Blue przyjeżdżała do niej, Kate ciągle próbowała przekonać ją do stałego zamieszkania wraz z nią w Kanadzie. Nastolatka nigdy nie dała jej jednoznacznej odpowiedzi.
* * *
"Oczywiście, bo ona zawsze musi się spóźniać" - pomyślał zdenerwowany premier, rozglądając się pomiędzy tłumem zgromadzonych ludzi, w poszukiwaniu swojej córki. Coraz częściej zastanawiał się, dlaczego ona nie może być jak pozostała trójka. Nancy, Arthur i Florence nigdy nie sprawiali żadnych większych kłopotów. Tak, inną kwestią było to, że Blue miała lat siedemnaście, a te dzieci nie więcej niż dziesięć, ale to niczego nie zmienia. Nastolatka i tak była najgorsza. Jednak była również jego oczkiem w głowie, więc nie mógł się na nią gniewać. Szczególnie gdy wbiegła na salę z takim pośpiechem, że potrąciła kelnera, niosącego tacę z przekąskami.
- Tatusiu, bardzo cię przepraszam, ale to Michael tak wolno jechał i korki były, ale już jestem - powiedziała na jednym wdechu, po czym pocałowała go w policzek i posłała niewinny uśmiech.
- Ech, no dobrze, tym razem ci wybaczę. Ale teraz idź do tego bubka Edwarda, bo jak Boga kocham, za chwilę go stąd wyrzucę - odparł David, ruchem głowy wskazując młodego mężczyznę w czarnym garniturze, zalecającego się do jakichś kobiet.
Edward był dwa lata starszy od Blue i również był kimś ważnym, ale dziewczyna nigdy nie zajmowała się tym światem, który ją otaczał. Wiedziała tylko, że nie lubi Edwarda. Był arogancki i chamski w stosunku do dziewczyn. Myślał, że może, skoro ma mnóstwo pieniędzy. Właśnie przez takie osoby jak on, brunetka wątpiła w męską część populacji. Z resztą, nigdy nie miała okazji poznać zbyt wielu mężczyzn, gdyż tata uważał ją za swoją słodką córeczkę, która jest jeszcze na to za mała.
- O, kogo moje oczy widzą. Sama Blue Cameron. Postanowiłaś w końcu pojawić się na chociaż jednym z przyjęć swojego ojca, którego niezmiernie szanuję? - zapytał blondyn, krzyżując ręce na klatce piersiowej i patrząc z góry, na drobną istotkę, znajdującą się krok przed nim.
- Edward Carlton. Jak zwykle niezmiernie czarujący. W końcu postanowiłeś poudawać, że interesujesz się dziewczynami, a nie swoim służącym.. jak mu było? Peter? - odparła Blue, uśmiechając się niewinnie. Edward zrobił nieco spłoszoną minę, po czym zmrużył oczy i pociągnął brunetkę za nadgarstek, wychodząc z nią na taras.
- Skąd o tym wiesz?
- Nie ważne skąd ja o tym wiem. Ważne, kto może dowiedzieć się tego ode mnie.
- Nie odważysz się...
- Chciałbyś się może założyć, o wielce paniczu?
- Czego chcesz?
- Och, drobiazgu. Myślę, że będziesz w stanie to dla mnie zrobić - stwierdziła Blue z chytrym uśmiechem, opierając się o balustradę i spoglądając na przestraszonego Edwarda. No tak, gdyby ktokolwiek dowiedział się, iż jest on gejem, zostałby sensacją całej Wielkiej Brytanii. - Chcę tylko, abyś przestał podlizywać się mojemu ojcu i opowiadać mu, gdzie ty mnie to nie widziałeś i jak bardzo pijana i nieubrana byłam. Rozumiesz? - spytała przyciszonym głosem, pochylając się w jego stronę.
- Dobrze, zrobię wszystko. Tylko nikomu o tym nie mów - odpowiedział rozgorączkowany Carlton, nerwowo rozglądając się dookoła. Nie chciał, żeby ktoś podsłuchał ich rozmowę. Blue nieznacznie skinęła głową, a już po chwili została na tarasie sama. Wtedy jej komórka wydała z siebie cichy wydźwięk, oznajmiając o przybyciu do niej nowej wiadomości. A w zasadzie, miała ich już sześć. Każda brzmiała niemal tak samo. "Urodziny Steven'a, musisz tu wpaść! Dzisiaj, godzina 22.00, Oxford Street. Jeśli nie masz transportu, daj znać, wpadnę" - sześć zaproszeń na imprezę urodzinową człowieka, którego nawet nie zna. Jednak nie mogła tego przegapić. Doskonale wiedziała, że trudno będzie jej wyrwać się niezauważoną i najprawdopodobniej jej się to nie uda, ale spróbować zawsze można. Odpisała na jedną z wiadomości, mianowicie tę, od swojego przyjaciela, James'a, aby po nią przyjechał. Teraz pozostawała tylko kwestia wydostania się z bankietu.
Dziewczyna rozejrzała się dookoła, a kiedy zauważyła jedną z dobrze znanych jej kelnerek, podeszła do niej i powiedziała, aby ta podeszła do jej ojca i oznajmiła mu, że źle się poczuła i wymiotuje w łazience. Kobieta o nic nie pytała, gdyż wybryki Blue nie były dla nikogo czymś nowym. Skinęła jedynie głową i ruszyła na poszukiwania Davida. Dziewczyna natomiast pobiegła do łazienki i zamknęła się w jednej z kabin. Chwilę później usłyszała pukanie i głos swojego ojca.
- Skarbie, dobrze się czujesz? - pytał z wyraźnym niepokojem w głosie. Blue kaszlnęła, chcąc dodać swojemu przedstawieniu głębszej wiarygodności.
- Tak niezbyt. Chyba zaszkodziły mi krewetki. Mogę pojechać do domu? - zapytała, po czym wydała z siebie odgłos, który miał oznaczać, iż ponownie wymiotuje. Wrzucała przy tym do toalety kosmetyki, które miała w torebce.
- Oczywiście, już zawołam Michaela, on cię zawiezie. Wytrzymaj jeszcze chwilę, księżniczko - poprosił mężczyzna i już po sekundzie kroki ucichły. Nastolatka powoli wyszła z łazienki, uśmiechając się do siebie. Przybrała na twarz najlepszą wersję bólu, jaką udało jej się upozorować i skierowała się do drzwi wejściowych. Tam czekał na nią Michael. Najlepsze było w nim to, że nigdy o nic nie pytał. Po prostu wykonywał swoją pracę.
Wsiedli do samochodu z przyciemnianymi szybami, po czym Michael z piskiem opon odjechał spod sali bankietowej, kierując się w stronę centrum Londynu, gdzie znajdował się dom państwa Cameron. Ostrożność była jak najbardziej wskazana, jednak gdy ochroniarz widział w jakim stanie jest dziewczyna, jechał najszybciej jak było to możliwe. Michael był jedynym pracownikiem, którego Blue lubiła. Mężczyzna to doceniał i robił dla niej wszystko, aby tego nie zepsuć.
- Życzę szybkiego powrotu do zdrowia, mała - powiedział Michael, odprowadzając ją pod same drzwi. Dziewczyna uśmiechnęła się nieznacznie i zniknęła w domu.
- Ami, skarbie, jedziesz ze mną do jakiegoś Stevena na urodziny? - spytała Blue, trzymając przy uchu telefon komórkowy. W drugiej dłoni miała maskarę, którą właśnie podkreślała swoje i tak już długie rzęsy.
- Znów jedziesz do kogoś, kogo nawet w życiu nie widziałaś na oczy? A co, jeśli to jakiś kryminalista? - usłyszała w odpowiedzi. Och, cudowna Amelia. Zawsze tak troszczy się o innych.
- Oj, weź mi oczu nie mydl. Siedzisz z nim znów? - westchnęła brunetka, przeczesując ciemne loki dłonią.
- Nawet gdybym nie siedziała, to bym nie poszła. I tobie również to radzę. Znów będziesz miała kłopoty, zobaczysz. Z kim w ogóle jedziesz?
- James ma po mnie przyjechać. No dobrze, to przynajmniej jeśli mój tata zauważy, że mnie nie ma i do ciebie zadzwoni, powiedz mu, że jestem gdzieś tam obok, bo się uczymy, czy coś - poprosiła Blue. Uzyskała niechętną, lecz potwierdzającą odpowiedź i rozłączyła się, nim Amelia zaczęła prawić jej kazania.
Po chwili dziewczyna usłyszała, jak maleńki kamyk odbija się od szyby jej okna. Podeszła do niego i po cichu je otwarła, a widząc w ogrodzie swojego przyjaciela, uśmiechnęła się i szybko chwyciła w dłoń torebkę, po czym ubrała buty na dość wysokim obcasie, gdyż była stosunkowo niska, co zawsze wprawiało ją w kompleksy. Następnie wyszła na taras i przeszła przez barierkę, schodząc drabinką w dół.
- Wyglądasz jeszcze ładniej niż ostatnim razem - stwierdził James, lustrując wzrokiem swoją towarzyszkę w drodze do jego samochodu.
- To przez to, że dzisiaj mam zamiar upić się jeszcze bardziej.
- I taki tok myślenia mi jak najbardziej odpowiada.
Najtrudniejszą częścią było wyjście poza ogrodzenie, gdyż kamery były praktycznie wszędzie. Lecz lata mieszkania tutaj sprawiły, że Blue dokładnie wiedziała co ma robić. Spokojnie wyprowadziła ich na zewnątrz, a następnie wsiadła do samochodu.
Gdy dojechali na miejsce impreza trwała już w najlepsze. Większość osób zdążyła wypić wystarczającą ilość alkoholu, aby móc rozbierać się na stołach, lub też leżeć pod nimi. Blue nie kojarzyła praktycznie nikogo, więc większość ludzi musiało być z małych miejscowości obok Londynu, gdyż z miasta znała niemal każdego. Nie przeszkadzało jej to jednak, gdyż dzisiaj to się nie liczyło. Liczyło się to, aby dobrze się bawić. A Cameron należała do osób, które nie muszą być jedynie w swoim grobie, aby móc miło spędzić czas. Do tego alkoholu było pod dostatkiem, co tylko mogło poprawić nastrój imprezy. Wraz z James'em od razu skierowała się do barku i zamówili sobie po drinku. Blue zażyczyła sobie niebieskiego, więc barman musiał trochę się nad tym głowić, bo nie był on specjalistą, po prostu został zatrudniony, żeby podawać napoje. "A ta cizia nie mogła zamówić martini" - mruczał pod nosem, mieszając odpowiednie trunki.
Brunetka rozglądała się dookoła, zastanawiając się, czy ktoś ją rozpozna. Byłoby kiepsko, gdyby potem po mieście zaczęły chodzić plotki na temat jej pobytu tutaj. Po chwili otrzymała w końcu swojego drinka, upiła łyk, po czym skrzywiła się i o mało co nie wypluła tego z powrotem. Nie dość, że nie było to to, czego oczekiwała, to jeszcze było cholernie mocne. Pomyślała sobie, że Amelia, gdyby wypiła takiego drinka, od razu spałaby gdzieś w kącie. Ale nie ona. Duszkiem wypiła calutką szklankę, a James patrzył na nią szeroko otwartymi oczami. On dostał takiego samego drinka, a nie mógł wypić normalnie nawet jednego łyka.
- Blue, tylko proszę cię, żeby nie było tak, jak na osiemnastce Charles'a... - szepnął jej do ucha chłopak, odstawiając szklankę na barek.
- U Charles'a? Nie pamiętam, żeby działo się tam coś nadzwyczajnego - odparła Blue, wzruszając ramionami i odchylając się do tyłu. Siedząc na krześle przy barze nie mogła dotknąć podłogi, przez co swobodnie machała nogami, obserwując ludzi, którzy tańczyli na parkiecie.
- No właśnie. Ty niczego z tamtej nocy nie pamiętasz - mruknął chłopak, odwracając swój wzrok. Dziewczynie nie umknęło to, że był nieco speszony tym tematem. Zmarszczyła lekko brwi i uważnie mu się przyjrzała.
- James, do niczego nie doszło na tamtej imprezie, prawda? - spytała, jednak blondyn pociągnął ją za rękę w stronę parkietu, krzycząc, że chce się bawić. - Ale James! - krzyknęła, gdyż już zaczęła zagłuszać ją muzyka. Teraz na pewno nie da jej to spokoju. Przynajmniej do czasu, kiedy nie będzie już niczego kontaktowała i będzie jej wszystko jedno.
Oboje dość szybko wkręcili się w imprezowy klimat. Kilka kolejnych drinków i obraz stracił na ostrości. Muzyka dudniła w uszach, zagłuszając wszystko inne. Blue czuła ciała innych ludzi, ocierające się o nią. W tym momencie nawet to jej nie przeszkadzało. James zniknął gdzieś z długonogą blondynką, a ona została sama w tłumie obcych ludzi. Jednak nie była samotna. Miała aż zbyt wielu adoratorów.
Natomiast brunet siedzący przy jednym ze stolików, wciąż ją obserwował, popijając czystą wódkę. Już jakiś czas temu stracił rachubę. Która to była szklanka? Może trzecia, a może już ósma? Nie ważne. Jego wzrok skupiał się tylko na tej jednej osobie. Brunetka wyglądała cholernie seksownie, poruszając swoim szczupłym ciałem w rytm muzyki. Jak to możliwe, że jeszcze z nią nie spał? Westchnął cicho, uśmiechając się do siebie, po czym dopił trunek do końca i odstawił szklankę, podnosząc się z miejsca. Przecisnął się przez tłum ludzi i chwycił drobną dziewczynę za nadgarstek, przyciągając ją do siebie. Była jeszcze bardziej pijana niż on, a mimo tego trzymała się na nogach. Zmiana partnera najwyraźniej nie była dla niej niczym nowym, ponieważ już po chwili tańczyła z zielonookim, zachowując się tak, jakby nie kontaktowała.
- Podobasz mi się, mała... - mruknął chłopak prosto do jej ucha, przy czym musiał pochylić się do przodu. Dziewczyna odpowiedziała uśmiechem, a jemu w jednej chwili wydawało się, że jednak skądś ją kojarzy. Telewizja? Na pewno nie, chociaż.. może. Wyciągnął ją za sobą z tłumu, po czym wyprowadził przed budynek. Była dla niego tylko kolejną, nic nie znaczącą panienką, z którą chciał spędzić noc. Ot, taki kaprys.
Przyparł ją do ściany swoim ciałem, opierając ręce po obu stronach jej głowy. Przez dłuższy czas wpatrywał się w jej błyszczące tęczówki, jakby chciał coś z nich wyczytać. W jej oddechu dało się wyczuć wymieszany alkohol.
- Powiesz mi chociaż jak masz na imię? - spytał, unosząc jedną brew ku górze. I po jaką cholerę on ją w ogóle o to pytał, skoro miał zamiar ją przelecieć? Do rana i tak zapomni o tym, co w ogóle się wydarzyło.
- Blue - odparła, patrząc na niego niewidzącym spojrzeniem. - A ty?
- Mów na mnie Shoot - mruknął, po czym zaczął całować jej szyję. Blue objęła rękami jego szyję, wplatając jedną dłoń w jego włosy i odchylając głowę do tyłu, aby dać mu lepszy dostęp do swojej szyi.
Brunet z łatwością uniósł ją do góry, a wtedy dziewczyna oplotła nogami jego biodra, przyciskając do niego swoje ciało. Shoot ułożył ręce na jej pośladkach, podtrzymując ją w górze i jadąc ustami wyżej.
Po chwili jednak usłyszał strzał. Ktoś niedaleko nich strzelał z pistoletu. Następny był krzyk. Chłopak niechętnie oderwał usta od Blue, rozglądając się dookoła. Brunetka również wyglądała tak, jakby trochę wytrzeźwiała. Shoot lekko postawił ją na ziemi, podtrzymując ją w pasie i nasłuchując. Kolejny strzał. Co miał zrobić? Zostawić ją tutaj? A jeżeli będą tędy biegli. Niestety miał podejrzenia co do tego, kto jest autorem całego zamieszania.
- Chodź ze mną - powiedział cicho, przenosząc wzrok na tęczówki swojej towarzyszki. Następnie chwycił mocno jej dłoń i ruszył przed siebie, wyciągając zza paska spodni pistolet.
- Boże, ale ja jestem tak bardzo pijana... - mruczała Blue, podnosząc głowę i patrząc na gwiazdy. Głupi uśmieszek na jej ustach jedynie dawał potwierdzenie słowom, które wcześniej wypłynęły z jej ust. Shoot spojrzał na nią i uśmiechnął się nieznacznie, kręcąc głową z dezaprobatą. Była inna. Inna, niż wszystkie dziewczyny, które spotkał do tej pory. Nie wiedział dlaczego tak myśli, ale to była prawda.
- To akurat da się zauważyć. Teraz błagam cię, bądź na chwilę cicho, jeśli chcesz żyć - odpowiedział, mrużąc oczy i rozglądając się. Nastolatka przyłożyła palec do ust, chcąc dać mu do zrozumienia, że już się nie odezwie.
Krzyki były coraz bliżej. Tupot kilkudziesięciu stóp również dało się usłyszeć. Nie tylko z jednej strony. Chłopak okręcił się dookoła, starając się znaleźć chociaż jedną drogę, w której nie ma hałasu. I wtedy Shoot zdał sobie sprawę z tego w jak beznadziejnej sytuacji oboje się znaleźli. Stąd nie było wyjścia. Stali centralnie w środku czegoś, co za chwilę miało się zdarzyć. I to "coś" wcale nie będzie dla nich przyjemne. Chyba, że komuś przyjemność sprawia świadomość możliwości utraty życia...
____________________________________________________________________
No i w końcu udało mi się zakończyć ten rozdział. Wiem, wiem. Jest bardzo długi i bardzo nudny. Ale pierwsze rozdziały nigdy nie szły mi zbyt dobrze, a poza tym, trochę opisu sytuacji zawsze musi być, abyście mniej więcej wiedzieli o co chodzi. Mam dla Was kilka informacji. Proszę, aby KAŻDA wiadomość dotycząca nowego rozdziału na Waszych blogach, lub jakichkolwiek reklam zamieszczana była w zakładce "Spam", bo od tego ona jest. Jesteś nowym czytelnikiem? Radzę zajrzeć do podstrony "Od Autorki", oraz do "Opisu", gdzie również coś dla Was zostawiłam. Jeżeli chcesz być informowany o nowym rozdziale, zapraszam do zakładki "Subskrypcja". Lepiej będzie, jeśli będziecie podawali adresy swoich blogów, bo będzie mi łatwiej. Albo po prostu dodajcie się do obserwujących bloga. To chyba tyle, życzę miłego czytania. Mam nadzieję, że nie pousypiacie. + Wiem, że jest tu wiele powtórzeń, mogą być błędy i akapity są dziwne, ale pisałam na zepsutym laptopie mojej cioci, którego w ogóle nie ogarniam i chciałam to zrobić jak najszybciej.
CZYTASZ? SKOMENTUJ!